Profil

Moje zdjęcie
blogsalonypieknosci@gmail.com

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

French manicure

Do salonów kosmetycznych podchodziłam zawsze jak pies do jeża. W sumie jestem zdania, że większość rzeczy, które tam robią, mogę zrobić sobie sama w domu. Przynajmniej wiem, co sobie aplikuję, np. peeling kawowy: kawa mielona z porannego ekspresu i trochę albo balsamu jakiegoś albo miodu i jazda. Skóry gładszej bo żadnym kosmetyku nie miałam... Oczywiście wierzę, że nie na wszystko dobre są sposoby babci, ale nawet dobrą maskę na włosy można sobie kupić, peeling twarzy zrobić, pomasować policzki, wyklepać szyję, pomęczyć uda i pośladki jakąś szczotką itd. itd. Ale czasem lubimy zapłacić za coś, lepsze efekty się wtedy widzi, a i dusza odpoczywa :D Więc na pierwszą wizytę u kosmetyczki w życiu wybrałam się w wieku 27 lat, bo tak jakoś głupio mi nawet czasem było już... No to poszłam. Wybrałam french manicure - prostota i piękno :) Byłam ostatnią klientką tego dnia, zaczęła się zabawa około 19.00. Najpierw zmycie lakieru i kąpiel dłoni. Potem pielęgnacja paznokci. W wielu pismach czytałam wielokrotnie, że tzw. amerykańscy naukowcy udowodnili, że cążek metalowych już się nie używa, bo ranią i robią źle skórkom. Teraz powinno się delikatnie skórki odsuwać drewnianym patyczkiem, aplikując krem do ich zmiękczania. Ale widocznie amerykańscy naukowcy nie dotarli do tego salonu, w którym byłam, więc zapodano mi wycinanie skórek cążkami. Metalowymi. Ponieważ trochę mnie pani zraniła, zapytałam, czy te cążki są czyszczone jakoś... Oczywiście! Co WIĘCEJ, one są STERYLIZOWANE! Ach, no to się uspokoiłam, widząc na nich ślady mojej krwi, bo na pewno po sterylizacji nie będzie po nich śladu. No więc po przygotowaniu paznokci i wybraniu koloru, pani zabrała się za białe końcówki. Ja w domu bawię się ze specjalnie zakupionymi na allegro białymi samoprzylepnymi paseczkami. Pani natomiast malowała mi końcówki na biało po prostu od ręki! No takiej wprawy, przyznam, nie będę miała jeszcze długo. Co szokujące, bardzo ładnie jej to wyszło. Na to lakier i gotowe. Niby proste, ale wyszłam stamtąd o 21.00.... Gdyby nie noc, zagadałaby mnie na śmierć! Ale doradziła mi, jakiego lakieru mogę używać, żeby nie robić frencha, a wyglądać na frencha :) Ponieważ mam naturalnie białe końcówki paznokci, wystarczy nakładać dwie warstwy wybielającego lakieru Inglota, nr 04. Polecam szczerze, na stałe trafił do kosmetyczki. Natomiast frencha robię sobie dalej sama w domu, jak mi się chce... ;)

2 komentarze:

  1. Fanie się zapowiada Twój blog,będę śledzić tym bardziej,że jesteśmy z tego samego miasta.Jakie salony planujesz odwiedzić w najbliższym czasie?

    OdpowiedzUsuń
  2. no właśnie się zastanawiam. myślałam o jeszcze jakimś masażu i o czymś na twarz. Tutaj trochę się waham, bo nie miałam nic jeszcze robionego z twarzą i właściwie nie mam większych problemów poza tzw. strefą T. może masz jakieś pomysły?

    OdpowiedzUsuń