Profil

Moje zdjęcie
blogsalonypieknosci@gmail.com

sobota, 17 grudnia 2011

Elektrostymulacja i masaż gorącymi kamieniami w Gabinecie Fizjoterapii i Biorezonansu BioFiz


źródło: biofiz.com.pl
Tym razem salon fizjoterapii - BioFiz na Komuny Paryskiej. Skąd ten pomysł? Wygrzebałam starego "grupona", który prawie już uległ przeterminowaniu, i umówiłam się na jeden z czterech masaży z oferty - nie wiedząc właściwie, który wybrać. Przez telefon pani powiedziała, że mogę na miejscu zdecydować, i bardzo dobrze. Gabinet leży w dosłownie w przychodni stomatologicznej LEK-STOM. Nietrudno go znaleźć, bo jest na samym rogu ulicy, a mały szyld mówi, że to właśnie tu znajduje się BioFiz. Umówiłam się na godzinę popołudniową, po pracy oczywiście. Nie było problemu. W dniu wizyty pani zadzwoniła do mnie, że moja wizyta może się opóźnić 10-15 minut! Miło, że ktoś się pofatygował o tak małym spóźnieniu uprzedzić :) Przyjeżdżam więc jakieś 10 minut przed czasem, wchodzę, po lewej i prawej kanapy, po prawej mała recepcja, za którą siedzi jakaś pani. Witam się i mówię, że jestem umówiona do BioFiz na masaż. Pani patrzy na prawo, w stronę korytarza i mówi, że jeszcze poprzednia osoba jest. Ok, siadam i czekam. Przeglądam sobie ulotki gabinetu, których jest tu mnóstwo - jakieś 5-6 wielkości A5, każda na inny temat: masaż taki, masaż siaki... W międzyczasie jakieś panie - chyba lekarki? - chodzą po przychodni, wychodzą do domu, krzątają się. Nareszcie słyszę poruszenie wewnątrz korytarza, jakiś pan wychodzi i nareszcie moja kolej. Wita mnie pani ubrana na sportowo - legginsy i koszulka na ramiączkach, młoda kobieta, uśmiechnięta. Wchodzę do gabinetu,

poniedziałek, 12 września 2011

Pedicure Spa - Golden Glow

Na pedicure spa umówiłam się z kilkudniowym wyprzedzeniem bez żadnych problemów do salonu Golden Glow przy ulicy Oławskiej, godziny popołudniowe. Dzień przed tym odświeżyłam moje w połowie jeszcze "zażelowane" paznokcie u stóp ładnym lakierem. Myślałam, żeby ściągnąć ten żel, ale w sumie na mniejszych paznokciach już prawie odrósł, a na paluchach, no cóż... poczekam, aż odrośnie :)
Na Oławską dotarłam bez problemu, gorzej ze znalezieniem salonu. Na stronie internetowej jest podpowiedź: budynek VITY 2 piętro - naprzeciw "Militaria". Hm, naprzeciwko "Militaria" widzę "Twoje Soczewki", ewentualnie księgarnię, są jeszcze jedne drzwi pod numerem 17, ale wchodzę tam i nic takiego jak Golden Glow nie widzę. Nie wiem, co to jest VITA... dzwonię do salonu, pani tłumaczy mi, że jest to pierwsze wejście od Super Pharm. No to powinno być proste, ale pierwsze wejście to "Twoje Soczewki"... dowiaduję się, że tak, to właśnie do "Twoich Soczewek" mam wejść, tam jest VITA i salon jest na pierwszym piętrze. Rzeczywiście, po lewej za stoiskiem z soczewkami jest wejście do zwykłej przychodni, a na drugim piętrze po lewej stronie, na końcu korytarza, a poczekalni do jakichś lekarzy, są drzwi Golden Glow. Drzwi oklejone są kwiatkami z papieru, stoi mały stoliczek z ulotkami. Na krzesełkach obok siedzą starsi ludzie, czekają chyba na wizytę u jakiegoś specjalisty. Wchodzę do gabinetu, jest bardzo malutki, chyba kilka metrów kwadratowych. Naprzeciwko wielkie okno, po lewej łózko, po prawej małe biurko ze stanowiskiem do robienia paznokci. Przy drzwiach wieszak. Całość urządzona na salon, ale sprawia wrażenie gabinetu lekarskiego, którym pewnie kiedyś było.

wtorek, 30 sierpnia 2011

Masaż klasyczny kręgosłupa - Grota Solna

Grota Solna - Centrum Relaksu to dość nowe, działające od około 3 miesięcy miejsce, gdzie można pójść na masaż, do kosmetyczki albo posiedzieć w grocie solnej - jaskini z leżakami, wysypanej kryształkami soli. Tym razem wybieram masaż - klasyczny kręgosłupa, ponieważ w moim wieku czasem boli już tu i ówdzie ;) no więc dzwonię kilka dni wcześniej i bez problemu umawiam się na sobotę. Chyba już masówka z Groupona przeszła, więc w spokoju realizuję swój kupon :D
To centrum relaksu mieści się w budynku przy samym Rynku - tym samym, w którym KFC przy Świdnickiej, tylko z drugiej strony. Wchodzę przez drzwi tej wielkiej kamienicy, wita mnie spojrzenie znużonego portiera, po lewej widzę szyld Groty i schody prowadzące w dół - rzeczywiście, całość zrobiona jest w podziemiu. Wychodzę bezpośrednio na recepcję, gdzie wita mnie uśmiechnięta pani i pyta, z czym przychodzę. Z tym i tym, daję kupon. Zaprasza mnie żebym zaczekała, siadam przy niewielkim stoliku w głębi. Tym razem nie nabija nic na moją kartę. Mała wzmianka - nie jestem tutaj po raz pierwszy.

piątek, 19 sierpnia 2011

Utwardzanie paznokci żelem - Amazing Studio - pani Justyna Małek

Podejście drugie do Amazing Studio... Byłam tam ostatnio na french manicure u pani Ady (opis w poście z czerwca). Z daleka bardzo ładnie, paznokcie trzymały się caaaały miesiąc bez odprysków, dopiero pod koniec zaczęło podchodzić powietrze po bokach i czasem nieczystość jakaś się tam zbierała :) ale ogólnie dobrze, ze stopami trochę inaczej, bo paznokcie tu są malutkie co poniektóre i odrosły zwyczajnie - ale w sumie też trzymały się do samego końca. Żeby nie było widać odrostu, malowałam paznokcie dwiema warstwami lakieru wybielającego Inglota - daje mleczny kolor i jedyne, co widać, to odrastającą wypukłość żelu na paznokciu. W przypadku frencha - cieniutki paseczek na końcu długiego paznokcia też nie wygląda najnaturalniej, ale nie rzucało się to jeszcze tak w oczy. Jeszce po miesiącu dostałam komplement "och jakie ty masz ładne paznokcie!", więc chyba coś w tym jest ;) A oto parę fotek:

niedziela, 3 lipca 2011

Rekonstrukcja włosów JOICO - salon Lorenco

Po raz kolejny postanowiłam spróbować rekonstrukcji Joico, ponieważ ostatnio w salonie Lord Valium efekt był żaden i przeczytałam parę podobnych opinii o wykonaniu tego zabiegu w wyżej wymienionym miejscu. Słyszałam za to dużo dobrego o salonie Lorenco przy Sokolniczej we Wrocławiu i o właścicielce tego salonu - Alinie Kórnickiej. Pomysł napadł mnie po kolejnej nieudanej próbie ułożenia dość skróconych w Eccelente włosów i dzwonię. Udało mi się umówić 3 dni przed - sukces! Ze strony sczytuję cennik: włosy średnie - 70zł, włosy długie - 100 zł. No przynajmniej jest jedna zaleta skróconych włosów...
Salon znajduje się przy bocznej ulicy Legnickiej, bardzo blisko placu Jana Pawła. Rozmawiając z paroma koleżankami dowiedziałam się, że ulica Sokolnicza jest znana z salonów sukni ślubnych :) cóż... nie wiedziałam. W każdym razie zaszłam od strony Dworca Świebodzkiego i musiałam zapytać jakiegoś przechodzącego, żeby mi wyjaśnił - jest to pierwsza w prawo mała, niepozorna uliczka. Numer 5/7 jest mieszkaniem w budynku - żaden wielki szyld nie krzyczy neonami, ale wielu innych miejsc (prócz salonów tych sukien) nie ma w pobliżu, więc w sumie nietrudno to znaleźć. Do klatki wchodzi się bez klucza, dalej, na pierwszym piętrze, trzeba zadzwonić, dwa kroki w prawo i wchodzi się do salonu. Wita mnie Właścicielka - pani Alina - bardzo sympatyczna. Okazuje się, że jestem w tej chwili sama. Salon robi na mnie wrażenie - widać, że urządzony jest niedawno, w stylistyce jasno-wenge plus czerwień - nowocześnie i stylowo, aż miło. Fryzjerka od razu zaprasza mnie do stanowiska, gdzie myje się głowę. Rekonstrukcja? Rekonstrukcja. Pani Alina prosi, żebym się odprężyła, odpoczywała, można nawet zasnąć. Może bym zasnęła, gdyby nie te niewygodne wanienki uwierające w kark... Naprawdę nie wiem

czwartek, 30 czerwca 2011

Utwardzanie paznokci żelem + french manicure - Amazing Studio

Tym razem postanowiłam na wakacje zrobić sobie fajne paznokcie, którym nie będę musiała poświęcać za dużo uwagi i zdecydowałam po dłuuugich lekturach forów i przeczesaniu google, że utwardzę moje naturalne, średnio długie paznokcie u dłoni i stóp żelem. Wybrałam Amazing Studio przy ul. Jaracza we Wrocławiu. Dziewczyny z forów rozpływały się nad talentami specjalistek z tego salonu, więc dzwonię. Chcę się umówić na jak najszybciej, ale w tygodniu po 18.00 albo w weekend. Salon jest otwarty w tygodniu do 19.00 niestety, a taka przyjemność na dłonie i stopy trochę dłużej trwa... Mimo to udaje mi się umówić na dzień pracujący na 18.00 punkt (nie później!), czekać mam ponad 2 tygodnie. Dam radę ;) Pytam jeszcze, kto będzie mi te paznokcie robił? Pani Ada. Ok.
Ponieważ mam zdążyć na 18.00, zwalniam się z pracy i pędzę przez całe miasto, żeby zdążyć. Na mapie wygląda, że to koło Mostów Warszawskich, a na stronie jest wskazówka, że salon znajduje się na tarasie koło Żabki. Całe szczęście, że to napisali! Dzięki temu zdążyłam 20 minut przed czasem... Szukam drzwi... Patrzę, jest szyld i małe drzwi na parterze. Otwieram - od wejścia atakuje mnie zasłona! Ale wchodzę twardo do małego, ciemnego pomieszczenia (może dlatego, że na dworze było bardzo słonecznie...). Dzień dobry! Jestem trochę wcześniej... - witam się, odpowiada mi pani Ada, która ma właśnie klienta... więc nic nie dało, że przyszłam wcześniej, ale wolę być przed czasem, niż się spóźnić. Całe studio nie jest takie amazing...

środa, 8 czerwca 2011

Ścięcie włosów - Eccelente

Wybrałam się do tego salonu przy pasażu Galeria Italiana na Więziennej, bo przeczytałam jakieś pozytywne opinie na ich temat w necie. Tak działa poczta pantoflowa... Więc zajrzałam na stronę http://www.salon-fryzjerski-wroclaw.pl/ i co pozytywnie mnie zaskoczyło, to możliwość zarezerwowania terminu wizyty online. Napisałam do nich wieczorem, następnego dnia rano już ktoś do mnie zadzwonił i umówiłam się na wizytę dość szybko.
Sam salon można znaleźć, jak już pisałam, przy Galerii Italiana, ale nie jest dobrze oznakowany. Trzeba wejść do budynku i w środku jest jakiś "drogowskaz" :D, a do salonu idzie się po schodach na pierwsze piętro. Bardzo przyjemnie i chłodno (był upał). Budynek bardzo zadbany, salon też widać, że dość nowy. Ponoć są tu od listopada 2010. Całość to jedno duże pomieszczenie z kilkoma stanowiskami. Naprzeciwko wejścia jest recepcja. Baaardzo mi się spodobało, że na początek pani Agnieszka poprosiła mnie, żebym usiadła, i omówiłyśmy fryzurę. Zwykle niestety - czego kompletnie nie rozumiem - myją mi najpierw głowę, a potem oczekują, że wyjaśnię, czego chcę na takich mokrych włosach albo w ręczniku... :/ No więc tutaj dokładnie pogadałyśmy, poprosiłam o jakąś sugestię. Hm, dowiedziałam się, że nie za bardzo jest co wariować z moimi włosami i zaproponowano mi proste ścięcie, po co zresztą przyszłam. Miałam natomiast iskierkę nadziei, że ktoś wreszcie zaproponuje mi tą wymarzoną fryzurę... ale nie tym razem :] Pani Agnieszka umyła mi głowę, bez żadnego masażu, zwyczajnie. Przy okazji pogadałyśmy sobie o typie moich włosów i starała mi się coś doradzić odnośnie ich układania. W sumie sympatycznie. Zaczęła ścięcie. Tak, jak mówię, ekstrawagancji na mojej głowie nie ma, więc też za dużego pola do popisu. W trakcie rozmawiałyśmy o kosmetykach, jakich używam. Chyba nieznana jej była marka Paul Mitchell... ale to nic. Miałam wrażenie, że nie zawsze słucha, co mówię, bo o tą samą rzecz pytała dwa razy :) W trakcie zaproponowała mi coś do picia. Mam cienkie włosy i dużo takich małych, odrastających, a przy tym prawie wcale mi nie wypadają. Dowiedziałam się zatem, że włosy mi się prawdopodobnie kruszą :| Co za jasna cholera?...  No, kruszą się... Co to ma znaczyć? Nie wiem. Wygooglowałam i to po prostu łamanie się włosów. Nieważne, że mam swój naturalny kolor i nie robię moim włosom już nic złego (w przeciwieństwie do przeszłości...)! No w każdym razie zawsze tak było i nie sądzę, żeby nagle zgęstniały mi i zaczęły falować... a z tym kruszeniem to jakaś śmiesznostka... Wracając. Pani Agnieszka podcięła włosy na prosto i zaczęła przycinać je po pionie, trochę strzępiąc. Zanim na ziemię upadły pierwsze moje włosy, pod fotelem były resztki poprzedniego klienta. Wyraźnie mówiłam, że nie chcę cieniowania, na co stwierdziła, że nie będzie podnosić włosów do góry i strzyc, tylko nożyczkami nada im kształt. Tak nadawała mi kształt przy twarzy, że już się zaczęłam wkurzać, bo tak je wystrzępiła... no, ale (kolejny raz) przecież fryzjer wie, co robi. Prawie skończyła, kiedy przyrównałam sobie włosy do twarzy i okazało się, że ZNOWU mam przy twarzy dłuższe, potem ciut krótsze, a potem znowu dłuższe. Słowem: dziura! Jak zwykle! Wkurzyłam się i pytam, co to jest tak nierówno obcięte i mówię, że właśnie zawsze każdy fryzjer mi to robi! Chyba według jakiegoś schematu ścinają! A ona na to... (padam), że włosy się pewnie kruszą... AAAA!!.... no nic, obcięła na równo i skończyła. Potem nawaliła mi jakiejś pianki od nasady aż po końce, nie zauważyłam, jak to firma, ale ogólnie pracują na Schwarzkopfie i TIGI. Wymodelowała, normalnie pieszcząc się z tymi pasmami, mi się tak w domu nie chce :) Skończyła. Pokazała mi moją fryzurę z tyłu, byłam zadowolona.
Okazało się, że objęła mnie promocja dla świeżych klientów i zapłaciłam 60zł. Porozmawiałam sobie z jeszcze jedną panią o zabiegu JOICO, pożaliłam się jej, że nic kompletnie się po nim nie zmieniło. Doradziła mi inszy zabieg regenerujący, który sobie właśnie zrobiła i dała pomacać swoje, 20 razy grubsze od moich, włosy :D No były baaardzo miłe w dotyku, nie powiem. Płacić można kartą. Spędziłam tam godzinę, ogólnie pozytywnie, trochę humoru i włosy przyzwoicie obcięte :]

sobota, 21 maja 2011

Depilacja pach - salon L'esthetique

Wiele razy próbowałam depilować sobie pachy woskiem albo pastą cukrową w domu. Nie udawało mi się do końca, a finalnie zawsze goliłam pachy... :( Ponieważ nie robiłam jeszcze w salonie depilacji żadnej części ciała, postanowiłam zacząć od pach, bo najłatwiej :) Ostatnio nie udało mi się zwiedzić salonu L'esthetique, więc teraz postanowiłam tam właśnie pójść. Pani Agnieszka była bardzo uprzejma, próbowała mnie umówić na następny dzień, ale niestety musiałam najpierw zapuścić włosy pod pachami... więc umówiłam się na piątek. Powiedziała, że o 19.00 ma ostatnią klientkę, więc przyjmie mnie o 20.00, czyli po zamknięciu salonu. Zrobiło to na mnie dobre wrażenie, widać, że dla klienta może zrobić ten mały wysiłek i zostać parę minut po pracy. Podoba mi się też, że zawsze oddzwania, jeśli nie zdąży odebrać. Numerem kontaktowym jest numer komórkowy i w razie czego można spokojnie albo zostawić wiadomość np. z potwierdzeniem wizyty, albo poczekać, bo na pewno ktoś oddzwoni.
W piątek przed 20.00 szukam salonu. Wejście jest przy Galerii Italiana (ulica Więzienna - sam Rynek) tam, gdzie numer 21a. Na domofonie jest nazwa salonu, windą wjeżdża się na trzecie piętro budynku. Salon mieści się jakby w małym mieszkaniu, jest tu bardzo kameralnie. Ponieważ spieszyłam się strasznie, wpadłam tam zgrzana i spocona :) pytam więc, czy mogę/powinnam się odświeżyć, bo biegłam :) pani Agnieszka mówi, że nie trzeba, bo i tak musi umyć pachy itd. Zaprasza mnie na łóżko, prosi o ściągnięcie butów. Jest bardzo wygodnie, wygodniej niż w Payot :) Sama kosmetyczka robi bardzo dobre wrażenie - jest bardzo ładna, zadbana, ma pięknie błyszczące włosy i idealny makijaż - taka żywa reklama. Muszę zdjąć bluzkę, zostaję w staniku. Obie ręce podnoszę do góry, kładę za głowę. Ogólnie relaks. Brzegi stanika zabezpiecza mi chusteczkami. Najpierw przemywa pachy jakimś pachnącym płynem, potem kolejnym i kolejnym. Nie mówi, co robi, trochę widać, że się spieszy (prosiła, żebym przyszła w miarę możliwości wcześniej, bo było okienko), ale pomimo tego czułam, że robi to profesjonalnie. Przez cały zabieg miałam pewność, że może to robić z zamkniętymi oczami. Trudno to wytłumaczyć, to się po prostu czuje. No więc po oczyszczeniu pach, nakłada mi ciepły wosk z tuby i przykłada płat fizeliny (chyba?). Przygniata i BACH! Od razu! Szok dla mnie, bo zwykle jak depilowałam się plastrami, to czekałam, aż dobrze przylgną, albo aż pasta cukrowa lekko przestygnie i złapie włosy a tu od razu pani Aga zerwała włosy raz, drugi i trzeci. Potem w kilku miejscach jeszcze raz posmarowała woskiem i wyrwała włosy. Dowiedziałam się, że moje nietypowo rosną w kilku kierunkach :) Hm... może też przez to nie mogłam nigdy ich wyrwać dokładnie w domu. Ostatnie, pojedyncze włoski wyrywa pęsetą. Potem druga pacha to samo. Pierwsze wyrwanie boli, ale nie tak, jak robi się to sobie samemu, bo do końca nie wiadomo, kiedy to nastąpi i człowiek tylko chwilkę czuje ból. Potem pani Aga oczyszcza pachy i kładzie jeszcze żel chłodzący. Nie mogę tego dnia używać antyperspirantów czy dezodorantów z alkoholem, żeby nie podrażnić skóry. Kosmetyczka mówi, że widzi jeszcze kilka cebulek, z których wyrosną włosy i mam ich nie golić do czasu kolejnej wizyty.
Porozmawiałyśmy też trochę o typie mojej cery, który został na wejściu zdefiniowany :) Poleżałam chwilę, aż żel chłodzący się wchłonie i koniec. Trwało to nie więcej niż 5-7 minut! Za tą przyjemność płacę 30 zł. Trzeba mieć gotówkę, bo jeszcze nie mają terminala. Nie dostaję żadnego paragonu.
Nic mnie nie boli, nie czuję żadnego dyskomfortu. Po przyjściu do domu oglądam pachy. Jak się przyjrzę, widzę cienkie, małe włoski, które nie zostały wyrwane. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten zabieg trzeba kilka razy powtórzyć, żeby na dłuższy czas pożegnać się z owłosieniem, a potem też co jakiś czas powtarzać. Jak się zacznę golić, to znowu wrócę do stanu poprzedniego. Na następny dzień tez oglądam pachy i nie ma żadnych podrażnień, żadnych pryszczyków itp. Baaaardzo jestem zadowolona :) myślę, że na kolejną depilację tam wrócę.

sobota, 14 maja 2011

Henna rzęs - salon Payot

Po przygodzie ze sztucznymi rzęsami, postanowiłam zrobić coś mniej uciążliwego i bardziej naturalnego - hennę rzęs - podkreślenie koloru na kilka tygodni. Ponieważ chciałam zrobić to wraz ze ściągnięciem rzęs za jednym zamachem, szukałam salonu, który ma obie te usługi w ofercie. Trudno było... W okolicach Rynku znalazłam L'esthetique i Payot, na Armii Krajowej - Wyspa Piękna. Wszystkie zakładają sztuczne rzęsy, więc na logikę - powinny też ściągać. L'esthetique - dzwonię, ale najbliższy termin odpowiedni dla mnie mają na sobotę, a jest poniedziałek. Nie chcę chodzić z takimi resztkami rzęs tak długo... Wyspa Piękna - tak, zakładają rzęsy, ale nie - nie ściągają, jeśli nie zakładałam u nich. Hm...:/ Payot - znowu termin na sobotę. Widzę, że nie będzie łatwo, więc biorę tą sobotę w Payot. Ściągnięcie rzęs i zrobienie henny potrwa max 40 minut.
Do tego czasu muszę sobie jakoś radzić z tymi resztkami na oczach, więc maluję je po prostu tuszem wodoodpornym, a wieczorem zmywam płynem micelarnym. Wychodzą teraz bardziej ochoczo :) zwłaszcza wraz z wacikiem.
Sobota. Salon jest w bocznej uliczce przy Rynku, nietrudno go znaleźć. Pomieszczenie wygląda trochę jak mieszkanie, ale z szykiem. Za ladą wita mnie uśmiechnięta pani i prosi o chwilkę cierpliwości. Siadam. Na ścianie mnóstwo różnego rodzaju certyfikatów, dyplomów... Za chwilę przychodzi kosmetyczka i zabiera mnie do pomieszczenia na końcu korytarza po lewej. Duże to mieszkanie :) Obok pokoju, w którym mam mieć robioną hennę, jest osobne pomieszczenie, gdzie można się przebrać itd. Pani zaprasza mnie na fotel i podjeżdżam do góry. Pokrowiec na fotelu jest frotowy, taki sam jak te prześcieradła na gumce na materace, i wielokrotnego użytku. Pod buty podkłada mi ręcznik. Ściąganie kleju odbywa się bez żadnego zabezpieczenia :) czyli po prostu jakąś szpatułką czy pędzelkiem rzęsy są smarowane i ściąganie po kolei. Kosmetyczka pyta, ile zapłaciłam za usługę, mówi, że u nich kosztuje to 450 zł. Pytam, na jaki rzęsach pracują - sztucznych? Ona na to, że na sztucznych, bo te naturalne są robione z włosia łasiczki i nie chcą brać odpowiedzialności za ewentualne uczulenia.
- Słyszałam, że niektóre gabinety robią też jedwabne rzęsy.
- Jedwabne? A to nie słyszałam - odpowiada.
Hm... Dla pewności sprawdzam potem w domu i tak, istnieją :)
Trochę się martwię, co zostanie z moich rzęs po zdjęciu tych sztucznych, a ona na to, że jak ona zdjęła, to miała piękne rzęsy, dłuższe i podkręcone, jedyny minus to to, że przy malowaniu tuszem czuła resztki kleju. Za chwilę daje mi lusterko i prosi, żebym sprawdziła, czy to już na pewno wszystkie, bo są takie naturalne, że mogła nie odróżnić... Hm... no to JA mam powiedzieć, czy wszystkie rzęsy już ściągnięte? No, ale według mnie tak, wszystkie. Moje rzęsy zostały, mało tego, są może krótsze, ale mam wrażenie, że bardziej gęste. Pewnie te najstarsze wypadły razem ze sztucznymi, za to nowe już rosną i jest ich sporo :) więc nie jest źle.Za to są brązowe i ich po prostu nie widać. Pytam, czy hennę robi się na dolne rzęsy także. Pani odpowiada, że tak i że zaraz wszystko mi będzie mówiła, jak będzie robiła. Ucieszyłam się na to, niestety finalnie sama musiałam o wszystko pytać. Proszę, żeby mi coś doradziła z kolorem, mówi że bez wątpienia czarny. Czego się poza tym dowiedziałam: używają henny marki Refectocil, można ją kupić tylko w hurtowniach, pani robi to specjalnym sposobem, bo miesza hennę w proszku i w kremie (parapet obok fotela służy za stolik) . Sama nie nakładała sobie nigdy henny, nie wie, jak to w ogóle możliwe. Ja na to, że babki sobie często robią same, jedno oko, potem drugie... No przekonana nie jest, ale wiadomo, musi obstawać za wyższością gabinetów kosmetycznych nad domowymi sposobami.
Pod oczy kładzie mi płatki i nie mogę już otwierać do końca "hennowania". Upewniam się, że dolne rzęsy też zostaną złapane. Jakąś szpatułką nakłada mi hennę i mam dać znać w razie, gdyby coś piekło. Nic nie piecze, oczy mocno zaciskam :) Posmarowane i teraz czekamy do czasu, aż coś zacznie mnie mrowić czy szczypać, ale chodzi o to, żeby jak najdłużej trzymać - rozumiem, że wtedy mocniej ma złapać. Po paru minutach rzeczywiście czuję mrowienie i pani kosmetyczka nadchodzi z odsieczą. Zmywa mi hennę ciepłą wodą. Mam przechylić głowę najpierw na jeden bok i pochylić oko nad miseczką, wacikiem przemywa mi oczy. Potem drugie oko. Dostają chusteczkę do wytarcia oczu i voila! Zrobione. Potem nakłada mi krem i masuje okolice oczu. Bardzo to przyjemne. Koniec. 10-15 minut max.
- No, teraz rzęsy są widoczne - mówi kosmetyczka.
Schodzę z fotela i biegnę do lustra obejrzeć moje kruczoczarne rzęsiska :) Haha a tu klops! No ciemne są, ale z odległości 20 cm od lustra i tak nie widać różnicy :D W każdym razie są gęste i czuję, że są mocne. Zaopatrzyłam się w olejek rycynowy i na noc smaruję górne rzęsy starą szczoteczką ze starego tuszu.

Acha, za całą imprezę zapłaciłam: 20zł za ściągnięcie rzęs, 40 zł za hennę. W drodze powrotnej kupuję hennę w Rossmannie za 10 zł do samodzielnego nałożenia, ma wystarczyć na 10 aplikacji :)

niedziela, 8 maja 2011

Sztuczne rzęsy metodą 1:1, część III - nowe, bardziej naturalne

Kolejny raz trafiam do pani Anety w celu zrobienia sztucznych rzęs. Tym razem, po pierwszej nieudanej próbie, bierzemy rzęsy cieńsze i krótsze. Znowu "kozetka" u ustalamy. Tych cieńszych są 3 długości.
 Tym razem proszę, żeby przy końcach nie wklejać dłuższych rzęs. Lubię kocie oczy, ale po pierwszym doświadczeniu zdecydowanie wolę mieć wszędzie takie same. Kładę się, plastry pod oczy, rozmawiamy swobodnie o tym i owym i tak czas płynie. Nic nie piecze, nic się do oka nie przedostaje :) W pewnym momencie zadzwonił kosmetyczce telefon, przeprosiła i odebrała. Rozmawiała jakieś 5-10 minut, przez ten czas wlepiając mi rzęsy... Zwłaszcza po czasie poświęconym na to czułam, że na lewe oko poświęciła mniej czasu i chyba był tam jakiś problem, coś się pozlepiało, nie wiem, ale coś tam mi gmerała. W każdym razie po zakończonej rozmowie, zakończyła wklejanie - nie wiem, ile to trwało, ale stosunkowo krótko! Na pewno nie więcej, niż godzinę, raczej 30, max 40 minut (następnym razem zmierzę, o ile będzie taka okazja...). Poczesała mi rzęsy i voila! Patrzę w lustro - ZDECYDOWANIE lepiej. Bardzo naturalnie. Pani Aneta powiedziała, że użyła jednak tylko dwóch długości, bo podczas zabiegu zobaczyła, że te dłuższe będą dla mnie za długie. Miała rację, te są idealne. Jedyny minus - chciałabym, żeby były bardziej gęste, ale - tak, jak poprzednio - to chyba zależy, ile się ma własnych rzęs na odpowiednim etapie wzrostu. Widzę też, że w lewym oku parę rzęs jest w nieporządku - to znaczy w grupie, bardzo blisko siebie. Pytam, czy powinnam to sobie rozczesać, pani mówi, że owszem, ale nie teraz, bo się odkleją. Dobra, zostawię teraz. Pani Aneta pyta, czy na pewno mi się tym razem podoba i widać, że jest naprawdę szczęśliwa, że ja jestem zadowolona :) chyba jej jakiś mały kamyk spadł z serca heheh... W każdym razie - tak, jestem zadowolona. Wracam do domu, nie wstydzę się ludzi po drodze :) Macham rzęsami, mrugam sobie, nie czuję dyskomfortu. Przychodzę do domu, przyglądam się, kilka rzęs niestety z lewego oka od razu odpada... Wydaje mi się, że lewe jest niedokładnie zrobione, może przez pośpiech, może przez tą rozmowę telefoniczną... Cóż. I tak jestem zadowolona, nie muszę się malować :D A oto efekt:




wtorek, 3 maja 2011

Sztuczne rzęsy metodą 1:1, część II - ściąganie rzęs

Zdecydowałam, że ściągam sztuczne rzęsy po dwóch dniach. Nie mogłam się do nich przyzwyczaić, były za długie, próbowałam je nawet przyciąć, robić makijaż, przeglądać się w lustrze, żeby do nich przywyknąć... Nic. Zanim umówiłam się na ściągnięcie, poszukałam w necie, czy można to zrobić samemu w domu. Nie znalazłam żadnego znanego kosmetyku, który można kupić w Rossmannie, za to na Allegro jest kilka ofert tzw. removera - preparatu do ściągania rzęs. Ceny ok. 50 zł, problem tylko w tym, że w jeden dzień (w dodatku w weekend!) nie dojdą, więc nie ma opcji, żebym zrobiła to sama do poniedziałku. No więc w niedzielę wracam do kosmetyczki i kładę się na kozetce :) Pani Aneta od razu zauważyła, że próbowałam poprawiać te cuda, przyznałam się oczywiście. Znowu płatki po oczy i trzeba trzymać zamknięte. Na rzęsy napuszcza się klej, nie można oczu otworzyć, bo piecze niesamowicie (troszeczkę mi przeciekło). Rzęsa po rzęsie te sztuczne są ściągane. Co jakiś czas pani pyta, czy coś mnie boli, ciągnie - nie, nic. To by znaczyło, że wyrywają się rzęsy, dla mnie to było bezbolesne i żadna z moich naturalnych rzęs nie ucierpiała. Całość trwała jakieś 10 minut. Uff... nareszcie się czuję normalnie, oddycham z ulgą. Oczywiście czuję się łyso :) ale to normalne i jestem szczęśliwa, że nie muszę wstydzić się iść następnego dnia do pracy :D Zastanawiam się, czy muszę coś odczekać, zanim zdecyduję się na kolejne nałożenie rzęs? (Tak, tak, łatwo się nie poddam!) Nie muszę, bo wszystkie moje rzęsy są na miejscu, więc możemy spróbować jeszcze raz. Umawiam się na kolejną próbę.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Sztuczne rzęsy metodą 1:1 część I

Zupełnie przypadkiem i bardzo spontanicznie trafiłam na informację o przedłużaniu rzęs, które utrzymuje się 3-4 tygodnie. Pomyślałam, że to coś dla mnie, bo własne rzęsy mam nie tyle krótkie, co jaśniejsze raczej niż czarne i mało widoczne, więc jak nie mam pomalowanych, to wyglądam, jakbym ich wcale nie miała. Co zrobiłam? Oczywiście fora internetowe i opinie bardziej doświadczonych koleżanek :) Wgryzienie się w temat zajęło mi pół godziny-godzinę, po czym wiedziałam, że najlepsza dla mnie będzie metoda 1:1, czyli doklejanie jednej sztucznej rzęsy do jednej naturalnej. Efekt utrzymuje się 3-4 tygodnie, ponieważ okres życia jednej rzęsy to właśnie około miesiąca, po czym taka nasza rzęsa wypada zwyczajnie (tak czy owak by wypadła) wraz z tą sztuczną. Sposób ten jest nieinwazyjny, nie powoduje niszczenia rzęs, no chyba że się majstruje potem przy oczach tak, że rzęsy wypadną przedwcześnie. Można też próbować samemu je ściągnąć, kobiety próbują różnych sposobów i specyfików do tego nie przeznaczonych, co także osłabia rzęsy naturalne i powoduje ich wyrwanie. Jeśli nic z tego nie ma miejsca, nie ma też poważnych szkód. Niestety, trzeba się liczyć z tym, że nie wszystkie rzęsy wypadną z dnia na dzień, ale będzie okres przejściowy, podczas którego będą się przerzedzać. Po tych 3-4 tygodniach trzeba więc iść albo na usunięcie rzęs, albo na ich uzupełnienie. Można też nosić te resztki do końca, ale to już co komu pasuje albo przeszkadza. Cały zabieg trwa ponoć około 2 godzin, podczas których babki często usypiają - co znaczy, że nic nie boli ani nikt za nic nie ciągnie, więc można się też zrelaksować. W wielu salonach kładzie się pod oczy płatki kolagenowe, co dodatkowo działa przeciwzmarszczkowo czy cokolwiek jeszcze te płatki dają... Ile taka przyjemność? od 200 do 500 złotych. We Wrocławiu trafiam na forum, które poleca panią Anetę. Pani Aneta jest ponoć uczennicą innej Pani, która jest profesjonalistką także bardzo polecaną, i można obu im zaufać. Ok, odnajduję panią Anetę, ma swoją stronę internetową Aneta Styl. Poza rzęsami zajmuje się też przedłużaniem i zagęszczaniem włosów, a także ogólnie pojętą stylizacją - tak przynajmniej informuje na stronie. Jeszcze bardziej zachęca mnie promocja kwietniowa - 120 zł za założenie rzęs! Dzwonię i umawiam się na ten sam dzień. Dlaczego taka promocja? Ponieważ pani Aneta - jak mówi - obecnie nie pracuje w salonie, a w domu, i chce zachęcić Klientki do spróbowania tego sposobu. Uzupełnianie kosztuje tu 70zł. Wcześniej pracowała w salonie, w którym coś takiego robiła za prawie 5 razy więcej, niż teraz. Teraz zajmuje jej to także mniej niż 2 godziny, jak twierdzi, zależy to od wprawy :) Zachęcona już na maksa, udaję się na założenie rzęs. 
Pani Aneta czeka na mnie, kanapa już gotowa. Najpierw uzgadniamy, jakie rzęsy sobie życzę. Hm... nie mam zielonego pojęcia, więc proszę o radę. Mówię, że chciałabym się po prostu nie malować, żeby były raczej naturalne, pracuję na co dzień, więc nie mogę sobie pozwolić na zbytnią ekstrawagancję, bo mnie w pracy wyśmieją po prostu... No więc pani Aneta pokazuje mi różne rodzaje rzęs, które trzyma w małych woreczkach. Są właściwie dwa główne typy: cieńsze i grubsze :) mają jakieś litery i cyfry, natomiast dla mnie ważne, że te pierwsze są bardziej zbliżone do naturalnych, a te drugie są grubsze i sztywniejsze. Pani pokazuje mi, które ma aktualnie założone na swoich rzęsach, nie wygląda to bardzo sztucznie i nie są zbyt długie, więc wspólnie ustalamy, że polecimy tymi grubszymi, dwa czy trzy rozmiary. Rzecz w tym, że na początku oka, tu bliżej nosa, nakłada się krótsze, potem dłuższe, a na koniec najdłuższe. Ale o tym dowiedziałam się już później...
Samo zakładanie jest w sumie przyjemne... Najpierw kosmetyczka przykleja plaster pod oczami, żeby zabezpieczyć dolne rzęsy. Potem smaruje primerem - jakby bazą, żeby odtłuścić, oczyścić rzęsy. Dodam, że na przedłużanie powinno się wybrać bez makijażu. Potem jedzie klej i po kolei rzęsa za rzęsą. W tym czasie w sumie tylko się leży i gada :) a z nią można swobodnie porozmawiać, co jest dla mnie też ważne. Po jakiejś godzinie (!) robota skończona. Usuwamy tylko plastry spod oczu, co jest trochę bolesne, bo po prostu ciągnie skórę, i voila! Otwieram powoli oczy, trochę mnie w jednym miejscu piecze - klej się dostał do oka. Widzę przez mglę i widzę końcówki rzęs! Do ręki dostaję lustro i przeglądam się... SZOK! Rzęsy wyglądają jak wielkie czarne pająki na moich oczach! Jestem przerażona i od razu przypomina mi się dziewczyna, którą widziałam kiedyś na przystanku autobusowym w środku nocy, wracającą pewnie z jakiejś imprezy... WIELKIE czarne rzęsy sięgające jej za brwi - to mi się właśnie przypomina. Oczywiście, moje tak wystawnie nie wyglądają, ale zawsze to - jak dla mnie, oceniam - 5 razy dłuższe niż moje. Ponoć nie są aż tak długie, ale za cholerę nie mogę się przyzwyczaić! Mówię, że jestem w szoku i że są za długie. Pytam, czy można je obciąć :D a kosmetyczka przerażona "Nie! Wtedy będą krzywe i nie będą się układać!". Poza tym wydaje mi się też, że są za rzadkie, ale to już chyba zależy od tego, ile mamy własnych rzęs (bo do powietrza się przecież nie doklei). Pani Aneta proponuje, że możemy je ściągnąć, nie ma problemu, póki klej jeszcze nie zasechł do końca. Ostatecznie decyduję się zostawić i zobaczyć, czy się przyzwyczaję. W razie czego zawsze możemy zdjąć, to trwa 10 minut... Przez dzień, dwa nie można moczyć oczu, nie dotykać i nie gmerać, szczoteczką potem delikatnie rozczesywać, jak się poplączą (można taką umytą po starym tuszu do rzęs). Dodatkowo pani Aneta pociesza mnie (i ja pocieszam się sama), że jak zrobię sobie makijaż, to nie będzie aż tak się odznaczać itd. itd.... No więc dobra, wychodzę. Na ulicy czuję, że wszyscy na mnie patrzą. Na szczęście jest piątek i nie muszę jutro od razu iść do pracy, bo chyba bym wzięła urlop na żądanie... Jak patrzę w górę, to rzęsy dotykają moich powiek... Czuję, że wachluję... jazda.. Są bardzo piękne, grube, czarne, równe i ładnie ułożone. Na końcach dłuższe. Ponoć niektóre kosmetyczki wlepiają równe na całej długości, tutaj technika jest inna. Ale jak ktoś chce inaczej, trzeba tylko powiedzieć. W każdym razie rzęsy są naprawdę piękne, ale... nienaturalne. Przychodzę do domu, reakcja mojego faceta "yy... trochę przydługie..." mówi mi wszystko. W sobotę staram się dalej przyzwyczaić, robię makijaż. No jest pięknie, w sam raz na imprezę. Do tego staram się je skrócić na końcach oka, przycinając obcinakiem do paznokci. Po południu decyduję, że ściągam. Umawiam się na niedzielę. CDN. A oto efekt: 



poniedziałek, 18 kwietnia 2011

French manicure

Do salonów kosmetycznych podchodziłam zawsze jak pies do jeża. W sumie jestem zdania, że większość rzeczy, które tam robią, mogę zrobić sobie sama w domu. Przynajmniej wiem, co sobie aplikuję, np. peeling kawowy: kawa mielona z porannego ekspresu i trochę albo balsamu jakiegoś albo miodu i jazda. Skóry gładszej bo żadnym kosmetyku nie miałam... Oczywiście wierzę, że nie na wszystko dobre są sposoby babci, ale nawet dobrą maskę na włosy można sobie kupić, peeling twarzy zrobić, pomasować policzki, wyklepać szyję, pomęczyć uda i pośladki jakąś szczotką itd. itd. Ale czasem lubimy zapłacić za coś, lepsze efekty się wtedy widzi, a i dusza odpoczywa :D Więc na pierwszą wizytę u kosmetyczki w życiu wybrałam się w wieku 27 lat, bo tak jakoś głupio mi nawet czasem było już... No to poszłam. Wybrałam french manicure - prostota i piękno :) Byłam ostatnią klientką tego dnia, zaczęła się zabawa około 19.00. Najpierw zmycie lakieru i kąpiel dłoni. Potem pielęgnacja paznokci. W wielu pismach czytałam wielokrotnie, że tzw. amerykańscy naukowcy udowodnili, że cążek metalowych już się nie używa, bo ranią i robią źle skórkom. Teraz powinno się delikatnie skórki odsuwać drewnianym patyczkiem, aplikując krem do ich zmiękczania. Ale widocznie amerykańscy naukowcy nie dotarli do tego salonu, w którym byłam, więc zapodano mi wycinanie skórek cążkami. Metalowymi. Ponieważ trochę mnie pani zraniła, zapytałam, czy te cążki są czyszczone jakoś... Oczywiście! Co WIĘCEJ, one są STERYLIZOWANE! Ach, no to się uspokoiłam, widząc na nich ślady mojej krwi, bo na pewno po sterylizacji nie będzie po nich śladu. No więc po przygotowaniu paznokci i wybraniu koloru, pani zabrała się za białe końcówki. Ja w domu bawię się ze specjalnie zakupionymi na allegro białymi samoprzylepnymi paseczkami. Pani natomiast malowała mi końcówki na biało po prostu od ręki! No takiej wprawy, przyznam, nie będę miała jeszcze długo. Co szokujące, bardzo ładnie jej to wyszło. Na to lakier i gotowe. Niby proste, ale wyszłam stamtąd o 21.00.... Gdyby nie noc, zagadałaby mnie na śmierć! Ale doradziła mi, jakiego lakieru mogę używać, żeby nie robić frencha, a wyglądać na frencha :) Ponieważ mam naturalnie białe końcówki paznokci, wystarczy nakładać dwie warstwy wybielającego lakieru Inglota, nr 04. Polecam szczerze, na stałe trafił do kosmetyczki. Natomiast frencha robię sobie dalej sama w domu, jak mi się chce... ;)

niedziela, 17 kwietnia 2011

Masaż balinezyjski

Z powodu wielu stresów w pracy i nie tylko, postanowiłam zrobić sobie dobrze i oddać się w czyjeś ręce. Nie, żebym musiała się tłumaczyć... po prostu postanowiłam wybrać się na masaż.
Wyszukiwarka zdecydowała, że idę do Balinese. Akurat była promocja na masaż balinezyjski, dziewięćdziesiąt parę złotych za 60 minut. Ten masaż pochodzi ponoć z Bali i również Panie z Bali (tylko) go wykonują. Cały gabinet mieści się prawie na samym wrocławskim rynku, na niewielkiej powierzchni przerobionego mieszkania. Są dwie sale masażu. Klimat przytulny, kameralnie. Panie masażystki nie mówią po polsku, można z nimi rozmawiać po angielsku. Całością opiekują się kobieta i młody facet. Z nimi też najpierw się ustala, co i jak, czyli jaki masaż (chociaż to powinno się już zgłosić przez telefon), jakie olejki, czy w grę wchodzi masaż głowy i twarzy, czy nie itd. Wchodzę do pokoju, rozbieram się do majtek, masażystka najpierw myje stopy, daje klapki jednorazowe i prowadzi na łóżko. Przykrywa czymś w rodzaju koca z chłodnej tkaniny. Najpierw masowany jest tył ciała, po kolei nogi, plecy i ręce. Potem przód - nogi, brzuch i klatka piersiowa (tak, piersi też), ręce i dłonie, potem twarz i włosy  jeśli tak sobie życzyliśmy. Cały czas słychać w tle muzykę spokojną, relaksacyjną, śpiew ptaków... Masaż stóp jest super, masaż dłoni wymiata :) Olejki czułam dopiero mocniej przy twarzy, w trakcie masowania, natomiast ogólnie zapach nie jest zbyt intensywny. Osobiście wolałabym, żeby był. Lepiej nie brać opcji z masażem twarzy i głowy, jeśli się gdzieś potem wybiera, bo i włosy tłuste, i makijaż spływa. Masaż kończy się zawsze za szybko :) Ubieram się, wychodzę, i czeka miła niespodzianka - zaparzono dla mnie zieloną herbatę, podaną w ładnej porcelanie. Siadam na kanapie, relaksuję się... w tym czasie przychodzi kolejny klient. Jest sobota, więc jest ruch. Otwarte mają tez w niedziele do późnych godzin. Jak twierdzą, są elastyczni i dość... hm... elitarni na rynku, skupiają się na jakości, kliencie itd. Oczywiście który salon nie powie tego o sobie, więc będzie czas, żeby to sprawdzić, ale pierwsze wrażenie jest pozytywne. Przy wizycie dostaje się karnet, po dziesiątej pieczątce jedenasty masaż 90-minutowy gratis. Mam nadzieję, że dotrwam :)

Rekonstrukcja włosów metodą JOICO

Już drugi rok naprawiam swoje włosy po przygodach, jakie im zafundowałam ja i różni fryzjerzy, a także firmy kosmetyczne produkujące farby do włosów. W skrócie: po farbowaniu, rozjaśnianiu i stylingu, który miał utrzymać się 6-8 tygodni, a po półtora roku mam jeszcze pokręcone końcówki... po tym wszystkim moje cienkie włosy są w ciężkim stanie, dlatego naokoło wanny stoi już mnóstwo odżywek, masek i specjalnych, regenerujących szamponów. Stwierdziłam jednak, że to nie wystarczy i należy się moim włosom coś więcej. Więc weszłam w google i szukam. Ponieważ znam kosmetyki Joico i używałam ich już sporo, zachęcona dodatkowo super opiniami zadowolonych kobiet na różnych forach, postanowiłam zrobić sobie rekonstrukcję włosa JOICO. Pozwolę sobie zacytować, co na ten temat mówi autor, źródło: Joico Polska


System Rekonstrukcji Włosów zawiera opatentowany system Quadramine Complex bazujący na wyjątkowej formule odbudowującej, która zawiera zestaw 19 aminokwasów kompatybilnych z keratyną ludzkiego włosa. QUADRAMINE COMPLEX zawiera aminokwasy o czterech różnych masach cząsteczkowych. Aminokwasy o masie cząsteczkowej MMS 150 - obudowują włosy od najgłębszych warstw, a aminokwasy o masie cząsteczkowej MMS 2500 - odbudowują je od zewnątrz.
Kompleks Quadramine rekonstruuje korę włosa (która stanowi większość masy włosów) oraz nadaje włosom elastyczność. Penetruje i odbudowuje łuskę włosa - najmocniejszą jego część, która ochrania wewnętrzny rdzeń oraz korę przed uszkodzeniem.

Profesjonalny zabieg może być przeprowadzony tylko w przeszkolonym salonie fryzjerskim. Trwa w zależności od stopnia zniszczenia włosów od 30 do 90 minut. W salonach JOICO fryzjerzy zachęcają do przeprowadzenia rekonstrukcji włosa łącznie z zabiegami chemicznymi. Na przykład z koloryzacją - wydłuża trwałość koloru i znacznie poprawia kondycję włosa. Doskonale zabezpiecza również włosy przed negatywnymi skutkami trwałej ondulacji.

· Pierwszy etap zabiegu oczyszcza włosy, otwiera łuski włosa i przygotowuje go tym samym na dogłębne przyjęcie QUADRAMINE COMPLEX.
· Drugi etap wyrównuje porowatość włosa.
· Trzeci etap to intensywna odbudowa i ochrona włosów. Podczas tego etapu, na Twoje włosy zostaje nałożony K-PAK rekonstruktor, który wnika głęboko aż do rdzenia włosa, silnie go regenerując.
· Ostatni, czwarty etap zabiegu polega na wygładzeniu, nabłyszczeniu i poprawie elastyczności Twoich włosów. Zmysłowy aromat kokosu i białego piżma otula włosy. Przekonaj się sama o korzyściach jakie niesie za sobą zabieg rekonstrukcji JOICO.


Brzmi nieźle. Dodatkowo mnóstwo komentarzy zachwyconych kobiet mówiących o tym, że włosy są jak na reklamach szamponów, błyszczące, grube, przepiękne, cudownie lejące, chłodne w dotyku, sypkie, zdrowsze
i w ogóle jak nie swoje, tylko zrobione od nowa. Koszt takiej przyjemności to około 100zł. Hm... czemu nie, może warto spróbować, bo moje włosy są suche, sztywne, cienkie, jakby nie żyły... No to na szybko dzwonię do pierwszego lepszego fryzjera jak najbliżej mnie i wypadło na Lord Valium na wrocławskim rynku. Byłam tam już kiedyś i byłam zadowolona, więc bez wahania zadzwoniłam i umówiłam się jeszcze tego samego dnia na sobotnie popołudnie. Oto opis zabiegu ze strony salonu fryzjerskiego, źródło: Lord Valium


Dlaczego System Rekonstrukcji Włosów działa?
System Rekonstrukcji Włosów zawiera Kompleks Quadraminy Joico, niepowtarzalną mieszankę 19-stu aminokwasów tworzących keratynę włosa. Ten unikalny Kompleks Triaminy rekonstruuje i naprawia całą strukturę włosa. Może on penetrować włos do rdzenia. Zmierza do rekonstrukcji kory, która stanowi większość masy włosów, oraz nadaje włosom elastyczność. Również penetruje i odbudowuje łuskę włosa - najmocniejszą jego część, która ochrania wewnętrzny rdzeń oraz korę przed uszkodzeniem.
To wszystko razem daje najmocniejsze, najzdrowsze, najwspanialsze włosy, jakich kiedykolwiek doświadczysz.

WŁOSY ŚREDNIEJ DŁUGOŚCI
mikrokameryjne badanie struktury włosa
I faza: oczyszczanie włosów z osadzających się minerałów,
II faza: domykanie łuski poprzez przywrócenie odpowiedniego pH,
III faza: rekonstrukcja struktury włosa od wewnątrz,
IV faza: intensywne nawilżenie włosa
masaż TAO skóry głowy
modelowanie i stylizacja włosów

Ponieważ mam włosy średniej długości, przychodzę i spodziewam się tego, co powyżej opisane. Wchodzę, salon urządzony jak mieszkanie, bardzo miły i charakterystyczny styl. Zaproponowano mi coś do picia, wiadomo - to już standard. Pani (tak będę nazywać Fryzjerkę) posadziła mnie na fotelu do mycia głowy, niespodzianka - fotel jest masujący :) Miłe zaskoczenie, ponieważ zabieg trwa około godziny lub więcej, fajnie być w tym czasie masowanym. Inna sprawa, że nie dla każdego taki sam system masażu pleców (wchodzący mi akurat z powodu niskiego wzrostu prawie na głowę) jest odpowiedni, ale to są detale, a ja jestem niewymiarowa :) No więc zaczynam się relaksować. Pani moczy mi włosy. Hm... No to pytam, na czym to mniej więcej polega, mówię, jaki mam problem z włosami i upewniam się, że ta metoda jest właśnie dla mnie i na pewno pomoże moim włosom. Okazuje się też, że Pani regularnie ten zabieg stosuje i dla niej jest rewelacyjny! No to pierwsza faza się zaczyna, Pani mówi, co robi a ja pytam, jak bardzo zniszczone są moje włosy? Bo przeczytałam przecież, że w zależności od tego, różnie ten zabieg przebiega - możliwe, że trzeba powtórzyć któreś z faz i tak dalej... Pani maca włosy podczas mycia i mówi, że są trochę suche... Hm... no dobrze - mówię - ale słyszałam, że przed tym zabiegiem bada się włosy (czyt. opis: mikrokameryjne badanie struktury włosa). No tak - mówi Pani i pauzuje - ale akurat tego nie mamy. Yyy... Ok. Trudno. No to pierwsza faza trwa. Potem mycie. Pompka - Pani pobiera kosmetyk z wielkiej butli za plecami. Druga faza. Fotel masujący przestaje masować (i dobrze, bo mnie to skrzypienie już wkurzało). Kolejne 10 czy 15 minut. Mycie. Trzecia faza - piękny zapach, podkreślany przez Panią. No tak, prawda, zapach ładny. Mycie. Pompka. Czwarta faza - też niezły zapach, kolejny kwadrans, podczas którego salon już prawie w całości posprzątany (byłam tej soboty ostatnią klientką). Mycie. Brak masażu TAO skóry głowy... bardzo mnie to smuci, bo go lubię. Ale cóż - sobota, każdy chce zacząć weekend. Modelowanie i stylizacja - fajnie, podczas tego Pani widać, że zna się na włosach, doradziła mi to i owo co do ścięcia. Skończone - dotykam. Pytam:
- Czy powinny być jakieś inne w dotyku?
- Tak - odpowiada Pani. - Klientki mówią, że czują jakby każdy włos na głowie!
Moje są miękkie, suche i ciepłe jeszcze od suszarki.
- Może jak Pani będzie układać w domu, to poczuje zmianę - mówi.
- No tak, pewnie tak - odpowiadam. I płacę 90 zł.
Żadnej sypkości, chłodu włosów, błyszczenia. Żadnej widocznej zmiany, tym bardziej poprawy. Włosy jakie były, takie są. ŻADNEJ RÓŻNICY.
Mam tę wadę, że staram się sobie tłumaczyć rożne sytuacje i wierzyć dalej, że to coś, na czym się zawiodłam, istnieje i jest prawdziwe. Może Pani pomyliła kosmetyk i nie zrobiła prawidłowo którejś z faz? Może za krótko trzymała coś na włosach? Może moje włosy po prostu nie reagują na takie zabiegi? A może są tak zdrowe, że już zdrowsze nie mogą być?... Nie wiem, ale wracam do swojej łazienki, biorę ciepłą kąpiel i nakładam maskę na włosy. Pięknie pachnie, przepięknie...