Profil

Moje zdjęcie
blogsalonypieknosci@gmail.com

sobota, 16 listopada 2013

Beauty Balinese Boutique - masaż gorącymi kamieniami! :)

Pamiętacie Balinese i moje wizyty tam? Otóż przenieśli się do innej lokalizacji i trochę zmodyfikowali nazwę, żeby odpowiadała gamie świadczonych usług, ale to dalej to samo Balinese, ten sam właściciel, te same Panie Masażystki z Bali... Teraz mieszczą się na ulicy Szewskiej  - widać ich z placu przy Wita Stwosza :)

Dawno tam nie byłam i nie wiedziałam, czego się spodziewać. Tamten salon pamiętam teraz jako intymny, ciepły, dyskretny. Tutaj - wszędzie szyby, widać z zewnątrz, co się dzieje, czy dalej zachowany jest ten nastrój? I najważniejsze - czy Panie z Bali dalej masują? Bo to one według mnie decydowały o wyjątkowości tego miejsca. Umawiam się więc na wizytę, żeby to sprawdzić. Masaż gorącymi kamieniami to 1,5 godziny relaksu w cieple - przyda się teraz :).

Do celu docieram w sam raz na czas - Beauty Balinese Boutique. Wchodzę
i znajomy Pan za kontuarem wita mnie w tej sam, znajomy sposób - wtedy wiem, że właściciel się nie zmienił :). Druga rzecz, która mnie uderza, to ciepłooooo... Na dworze jest nieprzyjemnie, więc teraz bardzo to doceniam. Mówię, po co przyszłam, i zostaję zaproszona do wybrania sobie zapachu masażu - na recepcji po lewej jest taca z małymi, pękatymi buteleczkami, podpisanymi różnymi nazwami zapachów. Można każdą powąchać i wybrać zapach oleju do masażu. Szukam lawendy, ale chyba chciałam być za bardzo oczywista, bo  nie ma... wybieram jaśmin - uwielbiam!

Od razu jestem zaproszona na masaż i moim oczom ukazują się dwie Panie, Balijki, tak znajome, i już wiem, że masaż będzie dobry :). Jedna z nich zabiera mnie za drewniane drzwi dalej, korytarzem, a druga inną Klientkę, która też była umówiona na tą godzinę. Czuję ciężki zapach aromatów pomieszanych ze sobą, drewniane drzwi do mojej sali masażu lekko skrzypią, zostaję tam zaproszona. Po drodze Pan z recepcji przekazuje, jaki masaż i jaki olej. Ja nastawiam się na rozmowę z Panią, jak zwykle, po angielsku. Wchodzę do pokoju, na środku łóżko do masażu, po lewej fotel, a za nim szafa. Za łóżkiem półki i umywalka, a po prawej - parawan. Tak, parawan, bardzo ładny i nieprześwitujący, jednak tylko ścianka, która od góry jest nieosłonięta. Do ręki od masażystki dostaję jednorazowe majtki. Na początku myślę, że to stringi, ale nie - to są prawdziwe, zielone, jednorazowe barchany! :D Nie widziałam jeszcze czegoś takiego i przyznam z lekkim wstydem, że jak to rozłożyłam, to przez chwile zastanowiłam się, czy te otwory to na nogi, czy na ręce... słowo daję, wyglądają takie majtki dziwnie i jak rozmiar XXXL, więc postanawiam zostać w swoich. Rozbieram się i kładę rzeczy na ten fotel/krzesło, a w trakcie mojego striptizu nagle drzwi rozchylają się (są dwuskrzydłowe) - stoję w gaciach, a ktoś z drugiej strony stara się je domknąć - ekstra! Gdyby - gdyby! - te jednorazowe majty to były stringi, już bym była naga bez swoich gaci i wtedy drzwi by się otworzyły - i ktokolwiek tam był, miałby super widok! Spinam się i zastanawiam, o co chodzi, ale zaraz odzyskuję świadomość, na łóżku widzę duże, grube, bordowe ręczniki, więc ściągam resztę ciuchów i owijam się jednym, siadam sobie na łóżku, a zaraz Pani puka i pyta, czy już, ja ją zapraszam. Wchodzi.
Przynosi miskę wody - do mycia stóp, to się nie zmieniło i uważam, że to fajny zwyczaj, pod warunkiem, że miska jest czysta oczywiście. Pokazuje mi ręką na zawalone moimi ciuchami krzesło, żebym tam usiadła - haha, dobre, to zeskakuję z łóżka i dalej te ciuchy gdzieś przenosić - ale gdzie? Nie ma gdzie. To Pani do mnie, żebym na łóżku siadła - pół pokazuje, pół mówi po angielsku. Siadam, oczywiście nogi mi dyndają, to ona podnosi miskę i macza moje nogi na 2 sekundy w ciepłej, miłej wodzie. Dodam, że miska to nie jakiś plastik - to misa, wyglądająca mi na ceramiczną albo coś podobnego, okrągła, z brzegami zawiniętymi do środka - naprawdę ładna! No więc woda zostaje do stóp doprowadzona na chwilę, stopy wytarte, kładę się na brzuch. Acha, ściągam ręcznik oczywiście i też wcześniej zapytałam, czy mogę zostać w swoich majtasach - nie ma problemu. Muszę tu dodać dla bardziej wstydliwych - nie ma przy takim masażu opcji zostania w staniku - będziecie się męczyć Wy i będzie się męczyła Masażystka. Nie ma takiej opcji, bo masaż jest tak intensywny i tak angażujący całe plecy, a potem przód, że jak ktoś ma problem z odsłonięciem piersi, to radzę iść na masaż ud, stóp albo głowy, ale nie pleców ani całego ciała. No więc na początek Pani pyta, czy soft. Hm? Czy soft masaż. Ale nie bardzo zrozumiałam i dopytuję się tam po angielsku, o co jej chodzi. Tak - pytała, czy soft czy strong, czyli czy delikatny, czy silniejszy masaż. Wybieram silniejszy. Proszę też o zgaszenie światła - ja lubię ciemność i sam blask świec albo jakiegoś delikatnego światełka. W międzyczasie słyszę też, że za parawanem  - tam, gdzie mam stopy (tyle dobrze) - odbywa się inny masaż i osoba masowana też porozumiewa się z Panią po angielsku. Ale myślę, że Panie znają podstawy polskiego, bo kiedy poprosiłam o zgaszenie światła, Pani spytała, czy chodzi mi o "lampa" :). Poza tym dużo słów tutaj nie trzeba, porozumiewamy się dotykiem, kiwaniem głowy, gestami.... Nie ma obawy dla kogoś, kto nie zna angielskiego - może też spokojnie iść (w przeciwieństwie do kogoś, kto nie zdejmuje stanika... ;)).

No więc zaczynami od pleców - olej jaśminowy jest przyjemnie ciepły, a ruchy Balijki mocne i skoordynowane. Wydaje mi się, że wie, co robi, a to uczucie na pewno potęguje fakt, że masowała mnie już w 2011 roku heheh ;) Masaż pleców jest super, a najbardziej lubię przy karku i we włosach. Właśnie - taki masaż to nie jest coś, po czym chcemy iść na imprezę - po tym masażu chcemy iść do domu, do ciepłego łóżka, spać :). No chyba, że mamy szansę umyć głowę, bo szkoda by było zmywać cały pachnący, nawilżający, wtarty w ciało olej.
Ja lubię mocne masaże, ale muszę przyznać, że niektóre ruchy aż mnie bolą. Nie mówię nic, bo chcę takiego mocnego masażu, który ze mnie ściągnie całe napięcie. Potem wchodzą gorące kamienie - baaaardzo przyjemne, polecam dla rozgrzania każdemu, kto marznie. Pani masuje tymi kamieniami tak, jak rękami, po czym niektóre zostawia na ciele i oddają one sobie powoli ciepło. Potem idzie masaż nóg - tutaj też nie polecam bardzo wstydliwym, masaż to masaż, trzeba się liczyć z tym, że palce sięgają do pośladka czy do uda. Kamienie też lądują na nogach. Najlepszy moment to stopy - uwielbiam masaż stóp i myślę kiedyś na taki tylko się tam umówić. I może jeszcze na masaż głowy :). Zobaczymy. Czasami z "sali" obok dochodzą jakieś odgłosy pojedyncze, rozmowa czy "pressure is ok" i temu podobne. Mnie też Pani co jakiś czas pyta, czy wszystko ok, a ja z wdzięcznością odpowiadam, że tak... Jest super. I jest ciepło - nie raz zdarzyło mi się zmarznąć w gabinecie, ale nie tutaj! Tutaj nawet czubek dużego palca u nogi nie odczuwa chłodu - jest idealnie pod tym względem. Przyznam też, że łóżko z dziurą jest wygodne. Po jakimś czasie Pani mnie prosi, żebym przewróciła się teraz na plecy. Spełniam prośbę. I tu super ekstra rzecz - dostaję mały ręczniczek, który Pani kładzie mi na czoło, coś niezrozumiałego mówiąc. Nie muszę rozumieć - ja sobie ten ręcznik kładę na oczy! Tak! Bo lubię, jak jest ciemno, i uważam, że brakuje takiej praktyki w wielu salonach. Klient powinien móc zasłonić sobie oczy - to tak, jak ze spaniem - jeden śpi przy jarzeniówkach bez problemu, drugi potrzebuje egipskich ciemności. Podobnie z relaksem podczas masażu.

Na plecach leżąc, czuję przyjemny masaż nóg i ciepłe kamienie na nich. Jedyna rzecz, która mnie rozprasza to to, że Pani często bierze kamień, odkręca wodę w umywalce i wkłada go pod strumień wody, żeby trochę ochłodzić (tak domniemywam, bo przecież oczy mam zamknięte i/albo zasłonięte). Ten strumień wody z umywalki jest taki prozaiczny i psuje nastrój, ale bez przesady - i tak jest miło i jeszcze muzyka w tle fajna sobie gra, o czym nie wspomniałam do tej pory. Taka trochę buddyjska? Takie miłe klimaty, nie za głośno (ja oczywiście wolę głośniej, ale że muzyka rozciągała się na obie sale, nie chciałam nikomu wtrącać się w jego masaż). Po chwili masaż w sali obok się kończy - słyszę to po znajomym opukiwaniu, po tych specjalnych ruchach masujących. Niestety, w tym czasie światło się zapala, żeby Klientka obok mogła się przebrać. To światło już nie gaśnie, ale nic mnie to nie obchodzi, bo mam swój ręcznik na oczy haha!
Pani masuje mi nogi, potem ręce, fajnie masuje dłonie - bardzo, bardzo wszystko podobne do klasycznego balijskiego, i chyba on nim jest, tylko dochodzą kamienie. Potem masuje brzuch i dekolt, i około piersi. A potem twarz - tutaj ruchy dla mnie są trochę za mocne - w końcu to twarz, zmarszczki się robią ;) A potem głowę - cudowne i zdecydowanie za krótkie! Ja oddałabym masaż brzucha (nie lubię) i dekoltu za masaż głowy. Na koniec jestem proszona, żeby usiąść. Pani masuje mi plecy - to ostatni krok, bardzo przyjemne. Pyta mnie, skąd jestem - jak to skąd, z Polski! :) Może zmyliło ją to, że mówiłam do niej po angielsku. Na koniec oklepywanie i Pani dziękuje mi i wychodzi. I tu zonk - drzwi nie może zamknąć! Trwa to z 15 sekund, jak się mocuje. Wstaję i próbuję jej pomóc, ale nie idzie, ciągle się otwierają! W końcu się udaje, przebieram się, jednym okiem łypiąc na te drzwi - otworzą się, czy nie? Udaje mi się i wychodzę. Pani odprowadza mnie do recepcji i zaprasza na... herbatę! Ach, zapomniałam o tym niespotykanym zwyczaju - siadam sobie i popijam zieloną herbatę :) Bardzo, bardzo miły zwyczaj, można odtajać, przejść bez szoku między masażowym rajem, a rzeczywistością. Po herbacie płacę - 195 zł. Na stronach nie widziałam jakichś promocji, a kiedyś było zawsze coś. Pytam  fryzjera - jest jakaś Pani. Jest też kosmetyczka. Ja tam najbardziej tylko ufam paniom Masażystkom moim ulubionym :)

Ogólnie bardzo fajny masaż, ciepło, pachnąco, herbata, klimat, jakość. Jedyne minusy - parawan zamiast ściany - mniejszy komfort. Ale jak się człowiek odda tej przyjemności, to można tego nawet nie słyszeć... :)

PS. Mój karnet sprzed 2 lat jest nadal ważny! :)

12 komentarzy:

  1. Kusisz! Poszłabym tam, ale cena trochę wysoka. No i to ryzyko oglądnięcia mnie na golasa przez niepożądanych widzów troszkę odstrasza :)
    Bardzo często przechodzę koło tego miejsca i te wielkie witryny trochę zniechęcają niż zachęcają do odwiedzin, bo rzeczywiście wszystko widać co się dzieje w środku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... może nie opisałam tego dobrze. Ta część, gdzie odbywają się masaże, jest już za jednymi drzwiami - dalej jest korytarz i te dwie sale. Od zewnątrz nic tu nie widać, z recepcji też nie, więc jeśli ktoś przez te niedomykające się akurat drzwi może Cię zobaczyć, to któraś z masażystek albo zabłąkany Klient, wychodzący z drugiej sali ;) Natomiast jeśli chodzi o sam masaż, to nie pamiętam lepszego i dlatego chyba zawsze tam wracam...

      Usuń
  2. Fajny pomysł na bloga, będę śledziła Twoje zmagania:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. super post :)
    P.S zostałaś nominowana do wzięcia udziału w KONKURSIE serdecznie zapraszam :)))
    http://mybeautyjoy.blogspot.co.uk/2014/02/walentynkowy-konkurs-rozdanie.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MyBeauty Joy, przepraszam, chyba trochę się spóźniłam na Twój konkurs :) byłam na urlopie i wróciłam niedawno

      Usuń
  4. Bradzo ciekawy post:) troche mnie kusi na zrobić sobie taką przyjemność... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Prowadzisz jeszcze tego bloga?

    OdpowiedzUsuń
  6. A szkoda, że coraz mniej piszesz. Bardzo lubię czytać Twoje wpisy a w kwestii masażu gorącymi kamieniami... mmm... Polecam każdemu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwsze słyszę o masażu gorącymi kamieniami, z chęcią bym spróbowała.

    OdpowiedzUsuń