Profil

Moje zdjęcie
blogsalonypieknosci@gmail.com

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Zabieg nawilżająco-kojący na twarz Clarnis w La Femme

Jeden z siedmiu ekskluzywnych zabiegów pielęgnacyjnych Clarnis na twarz, szyję, dekolt i ramiona wszedł w moje posiadanie za pośrednictwem Groupona. Nie znałam wcześniej gabinetu La Femme mimo, że mieści się w samym centrum, przy Rynku, na ulicy Biskupiej. Można go łatwo przeoczyć, bo jest położony w bocznej uliczce bocznej uliczki... :) ale z daleka widać szyld Clarnis. Do salonu docieram 10 minut przed czasem. Wita mnie uśmiechnięta pani na recepcji, rozbieram się, podaję kupon i siadam na kanapie. Czekam na swoją kolej. Oprócz mnie, nie ma tam nikogo innego. Sam salon jest dość przytulny - robi wrażenie niewielkiego. Za mną, za kanapami, oddzielone ścianką, mieszczą się dwa stanowiska "paznokciowe". Po mojej prawej mam drzwi, a po lewej podświetlana ściana, na której znajdują się kosmetyki. Króluje Clarnis, ale zauważam też inną markę - Declaré. Przy czekaniu czytam sobie "Panią". Za parę minut inna klientka wychodzi i zostaję zaproszona.
Po drodze zauważam jeszcze jeden otwarty gabinet, dalej wchodzimy w drzwi prowadzące do kolejnego, w którym mam mieć mój zabieg. Na środku stoi łóżko do zabiegów, otoczone różnymi sprzętami. Na ścianie przy głowie łóżka jest miejsce kosmetyczki, umywalka oraz blat, na którym leżą kosmetyki, jest też toaleta za drzwiami obok. Czyli standard :) Pani pyta mnie, czy już u nich byłam. Nie, więc tłumaczy mi wszystko po kolei: tu mam szafę, w której mogę zostawić swoje rzeczy, powinnam rozebrać się najlepiej do stanika, tutaj mam wdzianko, które mam na siebie ubrać (coś jak fartuszek na górę, bez ramiączek), a tutaj koc, którym mogę się przykryć. Teraz mnie zostawia. Rozbieram się całkowicie do połowy - bez tego stelaża będzie mi wygodniej ;) Kładę się i przykrywam. Pani wchodzi do gabinetu i zaczynamy. Podoba mi się, że mówi, co będzie robiła. Na początek zakłada mi opaskę. Potem rozmawiamy, żeby ustalić, który zabieg wybrałam. Decydujemy zmieszać nawilżająco-kojące kosmetyki. Najpierw oczyszcza mi skórę. Co prawda specjalnie z tej okazji nie ubrałam makijażu, ale to stały punkt programu. Nałożony kosmetyk zmywa ciepłym, mokrym ręczniczkiem. Potem nakłada peeling enzymatyczny na twarz, szyję, dekolt, ramiona. Masuje i również zmywa. Ciepło ręcznika jest przyjemne, zaczynam odczuwać chłód wynikający z bezczynnego leżenia :) Rozmawiamy niewiele, w tle leci spokojna muzyka. Potem pani nakłada mi kapsułkę z witaminą C, pewnie z czymś jeszcze, czego nie pamiętam... Delikatny masaż jest przyjemny, zwłaszcza przy szyi. Następnie idzie krem, a po nim algi. Pani uprzedza mnie o ich nieszczególnym zapachu, ale bez przesady - są dużo gorsze smrody ;) Z algami na twarzy mam leżeć jakieś 15 minut, więc zostaję sama w gabinecie, aby kontemplować obniżony sufit stylizowany na niebo z białymi obłoczkami. Czas mija szybko, przykrywam się bardziej kocem :) Mimo, że grzejnik w gabinecie jest wielki prawie na pół ściany i grzeje na maksa, polecam nigdy nie rezygnować z kocyka... Kosmetyczka wraca i zaczyna ściągać maseczkę od czoła. Idzie łatwo - zostaje po mnie odlew twarzy na pamiątkę. Skóra jest oczyszczona z resztek alg i ostatnim etapem jest krem nawilżający. Potem pani dziękuje mi (ja jej również) i zostawia, żebym mogła się ubrać.
Wychodzę z gabinetu i idę do recepcji. Czeka już kolejna pani, mimo że - jak sądziłam - zajęłam ostatnią godzinę pracy salonu. Dostaję dwie 5ml próbki kosmetyków ponoć nowej, szwajcarskiej firmy Declaré, z którą nawiązali współpracę. Pierwszy to krem nawilżający, którym miałam posmarowaną twarz na koniec, a drugi to fluid kojący do skóry naczyniowej. Miło. Pomimo tego, wartość 240zł za godzinę takiej przyjemności, to dla mnie zdecydowanie za dużo. 69zł jest akurat :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz